Taniec we
mgle
- Przecież nie musisz wcale pić. Słowa te dudniły ciągle w jego głowie, stukotanie trwało aż do rana.
Może jednak ma rację? Niby nic a jednak tak nim potwornie zdołało zawirować, chciałby, tak jak mówiła, przecież, mieć. Ta niesamowita pewność w oczach jej, to jej pełne, całkowite o tym przekonanie sprawiło, że postanowił spróbować.
Spróbował, nie wyszło. kolejnego dnia także.
Próbował każdego ranka, każdego wieczora modląc się, aby następnego już się nie obudzić i nie musieć powtarzać tego kolejny raz, klęska za klęską, porażka przed porażką, plama w plamie.
To takie niesprawiedliwe, ludzie lecą samolotem, nie chcą ginąć, kochają żyć, a tu ciach, wcale nie chcą umierać i umierają.
I ja, każdego dnia, budząc się śmiertelnie przerażony, podkręcony, wściekły i zły, robiący straszne rzeczy aby znaleźć w sobie siłę i móc pokonać w końcu ludzko-głupio-podły strach. Codziennie modląc się i śmierć, bezustannie swoją przywołując, na przekór temu, że trupem byłem już, wciąż żyłem, żyłem i żyłem.
Z partnerką spotykają się sporadycznie, nie chce, aby widziała go wciąż pijanego, ucieka, chowa się, stając się coraz mniej dostępny zarówno dla niej, jak i dla siebie samego. Rani, odpycha, chcąc zostać w końcu sam i w samotności, być może, szybciej swojego zakończenia dokonać.
Idzie dobrze, wywalają go z pracy. W końcu ktoś odpowiedni zobaczył to, o czym wiedzieli już chyba wszyscy. Przyjaciółka załatwia mu pracę w Niemczech, wyjeżdża i postanawia spróbować jeszcze raz.