Perfekcja
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, odpowiedziałem sąsiadowi, który wyrywając ze wspomnień, skierował moje kroki w kierunku bramy.
Otworzyłem drzwi klatki schodowej, wchodząc oraz wspinając się po schodach w górę wpadałem w coraz większy dół. A może idę złą drogą, może niepotrzebne są mi aż takie zmiany i pojawiające się związane z nimi przesilenia. Może starczy, może już, przecież jestem potwornie zmęczony, wciąż wykończony i czasami, jak właśnie chociażby dziś, mam tego wszystkiego naprawdę dość.
Wszedłem do domu, przeczytałem zostawioną mi wiadomość i poszedłem z psem na spacer. Dziewczyny były na zakupach, więc spokojnie miałem na wszystko czas.
Szedł jak zwykle dumny tuż obok mnie, wąchając wszystko dokładnie i sikając co chwila tak, jakby miał problemy z prostatą. Oczywiście znaczył swój teren i na każdym napotkanym i tylko przez niego znanym tropie kładł swój nowy, wyjątkowy ślad. Najświeższy, a więc i najważniejszy nie tylko dla niego, ale również dla każdego kolejnego, który po nim przyłoży w to miejsce swój nos.
Nasze wspólne spacerowanie to istny majstersztyk, pies idzie przodem i nigdy nie poganiany robi to, co widać musi. Zatrzymuje się, podbiega i węszy co tylko i gdzie tylko chce, to jego czas i świat o istnieniu którego nie mam, prawdę powiedziawszy, nawet zielonego pojęcia.
Idę za nim przyglądając się temu, co robi i tłumacząc sobie, że ma tak, jak naturalnie powinien mieć. Nie poganiam, nie szarpię za smycz i nie mlaskam z niesmakiem, to jego wyjątkowa chwila, podczas której to on decyduje co podczas trwania jej robić chce. Kontroluję tylko, aby nie wpadł pod samochód lub aby czegoś nieodpowiedniego do żołądka nie wciągnął.
Czasami, jak pójdzie z nami córka, o wiele większy jeszcze ubaw mam, pies w lewo, ona w prawo i napięcie sięgające prawie gwiazd. Smycz, która wszędzie się plącze i nikt nie wie jak to wszystko w efekcie skończy się.
Jak po takim półgodzinnym, godzinnym spacerze uda mi się nie szarpnąć za smycz i nie unieść ani razu głosu wiem, że jestem we wspaniałej psychicznej kondycji oraz że pokorę wewnątrz siebie dziś prawidłową mam.
Byłem przekonany, że umiejętności tej uczyłem się wraz ze zmianami i czasem mijającym mi bez kropli alkoholu, lecz tak nie było. Miałem to wgrane jeszcze z tamtych lat. W moim życiu nic nie wydarzyło się przypadkowo, wszystko z góry zostało scenariuszem oplecione i każda z godzin starannie zapisana tam dla mnie jest. Jeżeli myślisz, że u ciebie, że z tobą jest inaczej, mylisz się. Ponad pięć lat przebywałem obok ociemniałego psa, piłem w tamten czas koszmarnie lecz z nim obchodziłem się jak z jajkiem. Był słabszy, będąc bardziej okaleczony niż ja, kolosalnie nieprzystosowany i zagubiony tak, jak na tym świecie nikt. Musiałem, zostałem tym jego ociemnieniem zmuszony, by pomagać mu.
Pies usiadł w końcu na trawniku dając mi znać, że spacer dobiegł końca, wróciliśmy do domu, gdzie zjadł i od razu poszedł spać.