Mocarz
Miał trochę czasu do busa, czekając na niego i uciekając od mieszkającego w nim po ostatnich zajściach szamba, bawił się przechodzącymi obok niego ludźmi. Obserwował każdego, szukając bardziej popapranych, popierniczonych bardziej niż on. Pijanym już dawno dał spokój, widząc, że nie zawsze wina leży w nich, lecz innym nie odpuszczał i odpuścić, nawet jakby tego chciał, by nie mógł.
Idzie jak pokraka, ale ten cymbał ma wielki łeb, a ta ubrała się jak idiotka i jeszcze widać, że świetnie się w tym barachle czuje. Ta umalowana jak lajkonik, a dzieciak jej ubrany jak pisanka. Ten zbyt mały, ta zbyt gruba, ta kulawa, a ta zeza przecież ma, tego to chyba ojciec we złości swojej produkował, a tą to zapewne trzej lekarze kleszczami wiadomo skąd i za co na siłę wyciągali.
Chyba jeszcze zbyt mało dostałem po dupie.
Nie miałem już prawie nic, wszystko co jeszcze mi pozostało stało obok mnie na ławce spakowane zaledwie w jedną lekką potwornie torbę. Straciłem wszystko, lecz nadal miałem wysokie mniemanie na swój temat i zero najważniejszego, zero przecinek zero mieszkającej we mnie pokory.
Bawiąc się tak, uciekałem od tego co mnie już nieustannie dusiło.
Tę umiejętność posiadam w swoim wnętrzu do dziś, wystarczy, że na chwilę chociażby zapomnę, że ją w sobie zainstalowaną mam, a już się kimś w myślach swoich bawię. Tak jeszcze miewam. Dziś potrafię już z siebie się śmiać, nie muszę uciekać od wspomnień, zachowań z powodu których jest mi wstyd, jest mi smutno czy źle.
Lubię siebie. Dziś tak już mam, oczywiście jak o tamtych umiejętnościach swych nie zapominam. Prace, aby się tego przyzwyczajenia pozbyć, wciąż w toku.
Był na miejscu, najnormalniejsza wiocha i papą nakryty świat.
Mijał jakichś wieśniaków, których wszystkich bez wyjątku poubierał w swoje przepiękne wyhaftowane szaty. Oczami patrzył na jakieś obskurne zabudowania, dodając w myślach każdej to, to i tamto. Ośrodek jednak zaskoczył go.
Pałacyk w odrestaurowanym stanie i wielki park, zieleń, której w poprzednim miejscu było mu brak, przestrzeń, w której było czym oddychać i powietrze, bez którego przecież nie można było żyć.