Ślad
Następnego dnia, budząc się z pijackiego letargu, odczuwał bardzo silny pleców ból, zaciekawiony podszedł do lustra i ze zdziwieniem zobaczył odciśnięty na nich przekrwiony siniec.
Był w kształcie kieliszka i posiadał bardzo ciekawy, trójwymiarowy jakby rys. Tak jakby z kosmosu był lub też nieba bram dotykał. Zrobił zdjęcie i ze zdjęciem tym chodząc wszędzie, wszędzie się nim chwalił. Mądrzy ludzie, a w nich jego ostatni przyjaciele, zrazu podchwycili odpowiedni ton. Przekonywali, nie musząc nawet wkładać w to zbytniej pracy, że sam Bóg go naznaczył, prosząc jakby, aby w końcu nastał chlania jego kres.
Oczywiście uwierzyłem, chociaż z wiarą mam poważny problem aż do dziś, przekonali jak dzieciaka, zbajerowali jak idiotę i jak debilowi w try miga załatwili wyjazd na terapię.
Byłem nieubezpieczony, bezrobotny, niczyi dzwonili wszędzie szukając dla mnie miejsca pomocy i znaleźli. Zrobili dobrze, nie kumałem już niczego i wszystkiego miałem dość. Byłem niebezpieczny i to nie tylko dla siebie, lecz również dla wszystkich zgromadzonych wokoło mnie ludzi.
Jechał na drugą swoją już terapię, i tak prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia po cóż i dla kogo.
Dla siebie? Nie miał żadnych szans. Zalecenia pierwszej obrócił, gdyż potrafił już obracać, raz dwa i wszystko czego się tam nauczył wykorzystał trzy, cztery przeciwko sobie. Przekonany jeszcze, że Bóg go naznaczył być może w tamten czas, właśnie tym się kierował?
Dziś wiem, że musiałem po prostu na kieliszek plecami mocno walnąć i żadnej, zwłaszcza boskiej ręki, w tym nigdy nie było. Dziś już to wiem. Jednak w tamten czas to mną zachwiało, wymuszając na mnie przemyślenia, a obawiając się kary boskiej, po raz kolejny zmusiło mnie do poszukiwania pomocy, a raczej cudu już.