Klops
W busie komplet, wszyscy, tak jak i on, wracają z zagranicznych wojaży, są roześmiani, weseli, swoi i jakże mu bliscy.
Piją wszyscy, piją ci przed nim siedzący, ci za nim i o la boga ten siedzący z nim na siedzeniu też. To nic, musi spróbować w tym rozgardiaszu zasnąć i przy pomocy snu oszukać jakoby płynący wolno czas. To przecież tylko kilkanaście godzin, spoko, wytrzyma, wytrzymał ponad dziewięćdziesiąt dni, te kilka godzin przy tym to zaledwie pryszcz.
Prostata jednak już nie ta, wytrzymał do następnego postoju i przerwy potrzebnej mu na załatwienie potrzeby, wracając wstąpił do sklepu i kupił jedną butelkę alkoholu. Tylko tak, aby nie wracać z pustymi rękoma, tylko tak, aby pomiędzy nimi nie czuć się jak debil i idiota, tylko tak, aby nie pomyśleli, być może, że komuś donosi.
Na następnym postoju już brylował, będąc jednym z pierwszych, którzy napędzają całą machinę pijaństwa, chamstwa oraz zła. Kierowca wyrozumiały i obyty z tym widać na co dzień nie protestuje, nie ucisza, jedzie, żartuje i robi swoje.
Wraca, wioząc siebie tylko, pół schudł tak, że ze łba pozostała tylko sama czacha w skórę jakby ściśle obleczona, ciuchy na nim wiszą i jak wieje silny wiatr bardziej flagę niż człowieka wyglądem swoim przypomina.
Dojechali szczęśliwie, dowiózł wszystkie zarobione ciężką pracą pieniądze i tak, prawdę powiedziawszy, nic się nie stało, taki czas i taki jednorazowy klops, który nastąpił na skutek mnóstwa nawarstwiających się na siebie niespotykanych przypadków. Epizodzik, który już się nie powtórzy i nie przekreśli jego ponad dziewięćdziesięciodniowych przemyśleń, wniosków z tych przemyśleń wysnutych i silnego pragnienia zmian w jego jakże pogmatwanym do tej pory życiu.
Nie miałem żadnych szans, mogłem marzyć, mogłem śnić, mogłem pewnym tylko być, ale szans jakichkolwiek nie miałem nawet prawa mieć.
Ponad sześć lat byłem w alkoholowym ciągu i ten trzymiesięczny okres nie zmienił nic. Dziś mogę już coś chcieć, czegoś być pewny, dotrzymać obietnicy i trzymać zarówno swój poziom, jak i swój odpowiedni pion, ale nawet dziś nie wsiadłbym do tego busa i wolałbym iść na pieszo, niż mierzyć się aż z takim wyzwaniem.
Oczywiście stało się inaczej niż przypuszczał, niż był pewny i wieczorem jeszcze o tym w pełni przekonany.