komudzwonia.pl

czwartek, 12 stycznia 2017

Symbioza

 
Symbioza

    Po tym wywiadzie zszedłem na ziemię, będąc ponownie pewny, że idę dobrze, widzę doskonale i dojdę w końcu tam, gdzie chcę i gdzie mam dojść.
    Usiadłem wygodnie w fotelu i pijąc przygotowaną wcześniej herbatę oglądałem jakiś przypadkowy film, analizowałem usłyszane podczas mitingu wypowiedzi na powrót układając wewnętrzną harmonię, w której żyję już, całe szczęście, dziś.
    Dziewczyny niebawem wróciły z miasta, opowiadając jedna przez drugą co, gdzie i w jaki sposób widziały. Zrobiło się fajnie, rodzinnie i ciepło, czyli myślę, że tak jak od zawsze powinno tu być. A nie było.
    Poszły do pokoju małej, gdzie jak zawsze odrabiały wspólnie lekcje, gdzie mała na przemian raz ze mną, raz z mamą swoją zasypiała.
    Wszedłem, aby na nie popatrzeć, po raz kolejny otrzymać potwierdzenie, że idę tam, gdzie mam i jak mam iść. Przez ramię zaglądając w zeszyt małej zobaczyłem literkę którą poznała w szkole będąc dziś. Być może kiedyś?
    Kiedyś, w przyszłości, przy pomocy tych maluteńkich jakże składni, zbudować umiała będzie wyrazy, które połączone w logiczną całość brzmieć będą odpowiednimi zdaniami, ukazującymi pełną, czystą, prawdziwą zabudowę jakże przecież pięknej duszy jej.
    Być może już niedługo gdy nie będzie, gdy zabraknie mnie już obok nich. Opisać tak będzie umiała zwykłą blaszaną paterę z owocami, aby śledzący poukładane starannie zdania czytelnik wszystkimi zmysłami swoimi zobaczyć mógł patery tej kształt, czując przy tym jednocześnie owoców tych niespotykany zapach, jak również niepowtarzalny ich smak.
    Powiedziałem coś miłego i wyszedłem, aby im nie przeszkadzać. Było coś, co je łączyło, dogadywały się bez problemów i miały ze sobą wspaniały, boski wręcz kontakt.
    Często wzajemnie się usypiając, chichotały się bardzo długo, wciąż gadały, ciągle się śmiejąc i wcale a wcale czasem się nie przejmując. Kiedyś i to wcale a wcale, nie tak dawno, przeszkadzało mi. Przeszkadzało ich mi to wspólne bezkonfliktowe ze sobą obcowanie, wchodziłem być może będąc zazdrosnym, być może będąc przekonanym, że o mnie zapomniały i przywołując je do porządku, psułem im tę wspaniałą, wzajemną symbiozę i zakłócałem im ten ich wspólny, wspaniały jakże dla obu czas.
    Tak miałem, i co smutne było tak. Może chodziło mi o seks?
    Nie może, tylko na pewno o głupi seks i mamę która marnuje z córką "mój" jakże cenny czas.
    Muszę o tym zawsze pamiętać, aby nie wchodzić na powrót już nigdy w tamten świat i moje głupawe świata tego niezrozumienie. Nie rozumiałem jeszcze i jeszcze nie byłem gotów, aby uczestniczyć i widzieć to wszystko tak, jak widzę i czuję to dziś.
    Dziś jest inaczej, dziś normalniej już jest.
    Uśmiecham się do siebie, gdyż nie miałem nawet zielonego pojęcia jak powinna, jak wygląda, jak wyglądać powinna normalność. Chciałem niby ją od zawsze zbudować, chciałem niby w niej na zawsze już trwać, lecz skąd niby czerpać miałbym wzorce i na czym budowla taka miałaby niby stać?
    Przecież nie na moich życiowych doświadczeniach i na podświadomych zapiskach z minionych, przeżytych przeze mnie lat.
    Potrzebowałem całkowicie nowych wzorców, nowych drogowskazów, nowych kierunków i znaków, gdyż budując z tego co znałem, zbudować nie mogłem nic.
    Takie szanse, jak się okazało, mogła dać mi kobieta urodzona i wychowana w normalnej rodzinie, żyjąca według zasad i nie obawiająca się swoich wad.
    Pewna swoich zalet, wartości oraz dobrych cech, nie pozwalająca szaleńcowi, jakim byłem jeszcze ja, pozamieniać w jej głowie jednego w drugie i wykorzystując powstały pełny miszmasz powoli, systematycznie i niezauważalnie ściągać ją konsekwentnie w dół.
    Dziś widzę, ile było w tym wszystkim przypadku, szczęścia, które nie opuszczało ani jej, ani mnie, i gdyby bliżej było mi do Boga bez wątpienia i bez wysiłku znalazłbym w tym wszystkim i Jego wielki wkład.