komudzwonia.pl

czwartek, 12 stycznia 2017

Świąteczna niespodzianka


Świąteczna niespodzianka


    Ale były święta i ciepła wspaniały czas. 
    Stali na korytarzu wtuleni w siebie, nie chcąc się rozstać i próbując zapomnieć o czasie, który przecież nieubłaganie płynie.
    Musiał już iść, musiał już wyjść, wnętrze jego całe wyło. Musiał, a ona ciągle stała jak skała, nie chciał odepchnąć i gadać o czymś, czego i tak przecież nie zrozumie. Wtulona, ufająca mu i w pełni przekonana, że wszystko będzie dobrze, mówić zaczęła  o czymś, o czym nie miała i nie mogła mieć zielonego nawet pojęcia...
    - Spędziliśmy razem trzy całe dni, nie wypiłeś ani kropli alkoholu, rzekła, nawet nie wiedząc, co mówi.
    - Widzisz, nie musisz wcale pić. Dodała, nim oprzytomniał.
    Delikatnie, tak, aby jej nie szarpnąć, chwycił w swoją rękę jej malutką i ufną całkowicie dłoń. Leciutko, nadając tylko odpowiedni jej kierunek, szedł powoli wzdłuż korytarza,  ona człapała za nim w kierunku sypialni krok w krok.
    Szła spokojna i wyciszona, nie wiedząc tak naprawdę po cóż on gdzieś tam ją prowadzi.     Zatrzymał ją w progu, sam wchodząc w głąb pokojowych zabudowań, podszedł do dużego wazonu stojącego na segmencie i odstawiając go, odsłonił jej oczom cztery całkowicie puste już po wódce półlitrowe butelki.
    Stając i będąc do niej plecami wciąż odwrócony, oczekiwał na jej reakcję. Na atak spazmu, na szloch lub płacz, na ryk rozpaczy, na atak furii i potok cały słów niecenzuralnych i nigdzie w żadnym słowniku od nigdy nie umieszczonych. Na atak słowny, być może ręczny, nożny lub nijaki, a tu nic, nic tylko cisza, cicha tak, że aż słyszy tykanie stającego na biurku zegara.
    Przestraszony, że być może już ją zabił, tylko jeszcze do ziemi nie doleciała, odwrócił się i ujrzał jej spokojem i stabilnością umalowaną twarz. Żadnego grymasu, żadnego zażenowania, żadnych oznak zawiedzenia, smutku i  jakichkolwiek, mokrych, suchych, żadnych łez. Zero pytań, jak? w jaki sposób? dlaczego? kiedy? i po co?
    Patrzyła na niego tymi swoimi pięknymi oczami, nie mówiąc nic.
    Chcąc nie chcąc, tym swoim kompletnie nienaturalnym spokojem totalnie go zaskoczyła, strasząc, sam nie wiedział nawet czym. Na plecach poczuł latające, zimnem pulsujące ciarki i było mu po prostu nijako, bezlitośnie, koszmarnie, smutno i źle.
    - Widzisz, mówiłem, nie kłamałem, muszę już pić. Powiedział tak jakby do niej, lecz bardziej chyba mówiąc to już tylko do siebie.
    Patrzył na nią pewnym będąc, że ją tym swoim wiecznym przyzwyczajeniem strasznie pokaleczył. Że musiało, musi zostawić to w niej jakiś wieczny, stały, strasznie potworny ślad.
    Stała jednak, była, żyła, nic nie mówiła. Przez myśl mu przeleciało więc, że zapewne straciła głos. Pomylił się, gdyż za chwilę zaledwie usłyszał słowa.
    - Widzę, że masz problem, z którym musisz sam sobie poradzić. Jesteś niesamowitym facetem i nie musisz wcale pić. Przestaniesz pić i będziesz wspaniałym ojcem dla naszej wspólnej córki, dobrym życiowym partnerem i przyjacielem dla mnie. Tak będzie. Zobaczysz, że będzie tak.
    Zbaraniał, któż to jest?
    Wróżka, która słowami potrafi mordować, znał setki, o ile nie tysiące kobiet, których reakcja wyglądałaby, wyglądać musiałaby całkowicie odmiennie. A tu spokój i cisza, której kompletnie się nie spodziewał, nie przewidział, nie oczekiwał,  jeszcze nie znał.
    Tak będzie, czarodziejka czy co? Pomyślał, lecz nie powiedział, zatkany na stałe, już nic.
    Wyszedł, całując ją w policzek i mówiąc do niej tylko suche:
    - Trzymaj się.
    Pewny był, że tylko tyle z ich wspólnego ze sobą przebywania.
    Już nie oddzwoni, nie napisze SMS-a, a podczas wspólnych korytarzowych przypadkowych mijanek odwracać będzie, gdyż powinna od niego odwrócić już swoją twarz.
    Schodził po schodach, we łbie mając kompletny młyn, jak najszybciej pobiegł do sklepu, kupując zapotrzebowanie potrzebne mu już, na już. Wypił z gwinta stojąc w parku, czując to, co czują zawsze, gdyż innych opcji brak w takich wypadkach, tylko alkoholicy.
    Przyjemne ciepło rozpływające się po całym jego ciele, delikatne, przyjazne w skroń uderzenie, równowagę i spokój odpędzający tylko na chwilę, na tę złotą chwilę, wszystkie myśli złe.
To były niesamowite święta, do dziś pamiętam każdą z tamtych minionych, miłych chwil.