komudzwonia.pl

czwartek, 12 stycznia 2017

Betonowe buciki


Betonowe buciki

    Zaledwie rok później jechałem do ojca, który po rozwodzie zamieszkał ze swoją nową żoną nad zalewem. W tamtym czasie choroba alkoholowa jeszcze tkwiła w powijakach i o ludziach nią owiniętych mówiono raczej, że alkohol po prostu lubią pić, niż aby był on dla nich problemem. Mój tata także do grupy ludzi takich należał, lubił wypić i wszystko, i tylko tyle. Nie był przemocowcem, bydlakiem, tyranem, tylko lubił i już. Odbierał mnie z dworca na którym powiedział.
    - Synek, ja już wódki nie piję.
    Uwierzyłem mu, zawsze mu wierzyłem. Był dla mnie autorytetem, kochałem go, był bogiem moim i kimś, komu nie wierzyć po prostu nie przystawało. Cieszyłem się, sam prawdę mówiąc nie wiedząc z czego, gdyż co prawda pił, lecz pomiędzy nami z tego powodu nic nie kolidowało. Rankiem, stojąc w drzwiach kuchni, z zaciekawieniem przyglądałem się temu, co sobie nalewa. Sto gram spirytusem zalanego korzenia z pokrzywy, sto następne, tylko że z czarcim żebrem i trzecie sto, tylko że już nie pamiętam nawet z czym. Trzy razy po sto gram spirytusu, lecz nie o alkohol mu się przecież w tym wszystkim rozchodziło, tylko o dodatki, o walorach których bezustannie nalewając sobie mi donosił. Był inteligentnym człowiekiem, mądrym facetem, miałem szesnaście lat i już wiedziałem, że nie należy nawet pytać go, co tutaj jest grane? Miał to już, potrafił tak sobie to wytłumaczyć, aby alkoholu w tym wszystkim nie widzieć. Tu jest alkoholizm, i jakby na niego nie popatrzeć wywodzi się, podpiera się na sztuce. Sztuką niemałą jest w pełni nielogiczne zachowanie przerobić w głowie tak, aby logicznym się stając, pozwoliło nadal w pełnej zgodzie ze samym sobą alkohol nam pić. Potrzebny jest nam jeszcze poklask ze strony otaczających nas klakierów i wszystko nadal jest ok. Ja nie zareagowałem, był moim ojcem rozszedł się z mamą i bałem się odrzucenia. Jego żona nie reagowała jeszcze, albo nie reagowała już, a zresztą jak można zarzucić komuś brak logiki, gdy ma się poważna nadwagę, wciąż czekoladki się żre i ciągle uważa za szczuplutką. I tak to się kręci.
    Mój tata nie żyje, przeżył pięćdziesiąt pięć lat i jeden dzień. Odchodząc stąd w pełni był człowieczy i jak sprzątam jego grób zawsze mu o tym przypominam. Wczoraj skończyłem pięćdziesiąt sześć i już o rok go przeskoczyłem. To niewiarygodne, gdyż nigdy nie przypuszczałem nawet, że trwało to będzie aż tak długo. Piszę o tym nie oczekując kart kondolencyjnych oraz współczucia, że dożyłem aż tak starczego wieku. Wspominam o tym, gdyż zakrawa to na prawdziwy cud. Bardzo się starałem, aby do tego nigdy nie doszło, lecz jeżeli doszło już, nie zamierzam nikogo z tego powodu także przepraszać. Przeskoczyłem go nie tylko w tym, człowieczeństwo swoje, przeszkadzające mi w dalszym rozwoju, kolejnych zamianach nielogicznych na w pełni wytłumaczalne zachowania, w całości wyrzucając na śmietnik.
    Alkoholik nigdy nie uderzy żony, gdyż jest przemocowcem, tyranem, bydlakiem czy złym człowiekiem, nie zobaczy tego, tak jak wyżej nie widzi już alkoholu.
    Nie skarci, nie nakrzyczy, nie zdeformuje dzieciaków gdyż jest przemocowcem, tyranem, bydlakiem czy złym człowiekiem, nie zobaczy tego, tak jak wyżej nie widzi już alkoholu.
    Nie kopnie w dupę psa, gdyż jak wyżej. Tylko z tego powodu, że ten robi mu na złość i nie idzie tak jak powinien, kupy nie robi w czasie i miejscu, które on uważa za najbardziej odpowiednie, sika gdzie nie można. W lot go nie rozumie i jeszcze się, do niego nie uśmiecha.
    Nie naubliża sąsiadce, gdyż jak wyżej. Lecz gdyż ta wiecznie czepia się, wkłada nos w nie swoje sprawy i jeszcze pierdyknięta w czapkę jest. Szanuje ją, szanuje wszystkich ludzi.
    Nielogiczne? Logiczne, tylko trochę inaczej.
    Alkohol i zachowania pozwalające nadal go w zgodzie z samym sobą pić zrobiły swoje. Powstał pewien trwały, stały kształt i zaprzestanie picia wcale go a wcale nie zmieni.