komudzwonia.pl

czwartek, 23 lutego 2017

Zakupy

Zakupy

    Znając się w przelocie, nigdy się jej nie przyglądał, znaczy na zewnątrz była ładna ale o wnętrzu jej nie wiedział nic. Teraz robili wspólne zakupy i często podczas nich, strasznie się poszarpali.
    Był niesamowicie nieskomplikowanie zbudowanym człowiekiem, dotyczyło to zarówno jego zachowań jak i jego żywieniowych przyzwyczajeń.
    Znaczy, jajko to jajko i wszystko jedno skąd, wapienna skorupka i dobrze aby miało w środku jeszcze zarówno żółtko, jak i białka, biel. Masło to masło a jak nie ma, to margaryna, wszystko jedno, byle można je, ją było po chlebie rozsmarować. Mięso, a co za różnica, ma być tłuste i ma być go dużo. Ciuchy przechodzi obok sklepu widzi na wystawie, wchodzi, przymierza przykładając tylko do siebie płaci, zabiera, wychodzi. Buty,wchodzi widzi fajne, podaje rozmiar, stopy ma równe prosi zapakować, płaci wychodzi, wszystko.
    Wszystko jak najmniej skomplikowanie, pochłaniające mało energii oraz czasu, gdyż jedno na maksa wykorzystywał aby pieniądze na wódkę zdobyć, a drugie na to, aby ją w spokoju pić. Ten wspólnie mieszkaniowy początkowy czas, był dla niego istną męką.
    Wymagania jak w pałacu, jeden rodzaj masła, jeden wytwórca jajek dobrze, że nie tylko takich, od jednej zaznajomionej i przyjaznej jej kury. Jeden rodzaj majonezu, tylko i wyłącznie w słoiku o z góry wiadomo najlepszej pojemności. Jabłka tylko takie, jak zawsze, broń boże aby któreś z nich zostało zakupione i po drodze obite. Chleb tylko z tej piekarni, bułki nie dość. że z jednej piekarni to jeszcze w jedynym najwspanialszym rodzaju. Mąka jeden rodzaj, sól taka w której nawet ogórki nie chciały się same zakisić, kiełbasa tylko ta, i tylko, aby było jeszcze trudniej, zakupiona zawsze w tym jedynym, najlepszym w całej unii sklepie. Banany jedna firma i zawsze w tą samą stronę powyginane, żółte na tyle, że chciał już zrobić zdjęcie tym przez nią kiedyś kupionym, aby w kieszeni odpowiedni wzornik już na zawsze mieć.
    Dziś jak wspominam tamten czas i swój tamten stan, dziwnym jest dla mnie, że mnie po ścianach nie porozwalało.
    Oczywiście śmieje się i świetnie się bawię, lecz było to nie lada dla mnie wyzwanie. Wciąż bluzgałem, nie rozumiejąc i nie potrafiąc się w tym wszystkim poukładać, przesilenia takie, że znów zaczęły mi pękać usta.
    Było ,,fajnie,,  dopiero po dwóch latach przestałem ją mordować, po trzech bluzgać, a dopiero po pięciu wszystko to w sobie, w zgodzie ze sobą samym, porządnie poukładałem.
    Dziś już sam mam swoje przyzwyczajenia, pierdolnięcia, bzika być może także mam. Lecz ten jej upór, ta jej niezrozumiała dla mnie nieustępliwość, ten brak innych opcji, wiele mnie przez czas ten nauczał i powolutku, systematycznie i konsekwentnie mnie w tym wszystkim układał. Po raz kolejny zmusiła mnie abym się ugiął, chociaż byłem pewny, że jak jeszcze pochylę się chociaż na milimetr to wszyscy mnie będą już bez problemu w dupsko mogli wydmuchać.
    Powolutku nie rozumiejąc tego wcale i nadal się buntując, kupował jednak dla świętego spokoju to, o co jej się rozchodziło. Zauważając przy okazji, że ten bunt jego, nie niesie z sobą zysków, tylko wiele strat. Czasami w ciszy się nad sobą poużalał czując się i wiedząc doskonale co czuć też muszą współuzależnione układając się w foremce która zbytnio nie odpowiada im wymiarami.
    Dziś wiem, że miałem tam być i czuć to co czuły wszystkie żyjące pod moją wieczną presją kobiety. Miałem to zobaczyć, bez tego nie miałbym na to żadnych, nawet najmniejszych szans, Ten stan pokazał mi jak u nich ze mną było i wcale nie było mi z tym dobrze i...dobrze mi tak.
    Nigdy, a przecież mogła, gdyż on by tak zrobił.
    Gdy wyśmiewał jej te bezsensowne, bzdurne, idiotyczne jego zdaniem jeszcze przyzwyczajenia, nie powiedziała,
    - bujaj się i zamknij pysk. Kupuj tylko to, o co Ciebie proszę gdyż to ja, a nie ty zarabiam, pieniążki na ten dom.
    Broniła się przed nim ze wszystkich swoich sił, często z takim zacietrzewieniem jakby chodziło jej o niepodległość całego świata, przepoczwarzała się jak i on, lecz nigdy się do takich chwytów nie posunęła.
    On nie miał takich głupich zahamowań, wyciągając i waląc tym tylko co pod ręką miał. Powoli, bardzo powoli wzbudzać, wymuszać zaczynała w nim, do siebie prawdziwy szacunek. Kiedyś tylko raz, nie wiedząc chyba co już powiedzieć zasugerowała.
    - Przecież ja Tobie życie uratowałam. Żyjesz tylko dzięki mnie.
    Miała całkowitą rację, więc patrząc w jej oczy odpowiedział.
    - Gadasz i nie wiesz nawet co. Ty mi nie życie moje. a moją wieczną agonię i moje mordowanie w nieskończoność przedłużasz.
    I jakby na to nie patrzeć, tak właśnie w tamten czas jeszcze myślał, tak jeszcze czuł, miał właśnie jeszcze tak.
    Do dziś pamiętam ten dzień i tą jej pewność, że faktom przecież zaprzeczyć nie mogę.  Widziałem o tym i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale zdawać sobie z tego sprawę a dać jej do ręki broń, to duża różnica i jak w tamten czas myślałem ogromny, kolosalny, potworny niesamowicie błąd.
    Odpuszczała, zmieniając także swoje przyzwyczajenia, luzowała sznurówki dopiero jak jej, wydawało mu się co najmniej dziwne, zwariowane często pomysły polubił, zrozumiał i jak wrosły w niego, już na stałe. Perfekcja wykonania.
    Tak samo było także z tymi jej zachowaniami, jak je zrozumiał, zaakceptował, przyjął za naturalne i pogodził się z nimi, zmieniała je. Zmieniała jak przestał, dopiero się o nie czepiać, próbując wykorzystać je przeciwko niej.
    O tych zakupach opowiadam na mitingach nie raz, przerastały mnie tak długo, że pewne przemyślenia, zdarzenia są, były idealnie naturalne.
    Urodził się dawno temu, w komunie. Stał w kolejkach i często kupował to co było, na pólkach stało, lub po prostu przyszło. Wciąż jej powtarzał, że jakby była ,,tam,, nie miałaby swojego wiecznego, przerastającego ją problemu. Kiedyś poprosiła aby kupił dla niej chleb w ekologicznym.