komudzwonia.pl

piątek, 10 lutego 2017

Oczy

Oczy
 
    Pracował w ruchu i co jakiś, jak wszędzie czas należało porobić badania okresowe. Brał kartkę z biura i latał z pietra na piętro przychodni kolejowej, przechodząc przed okularami wielu specjalistów.
    Pomiędzy nimi nie wiadomo czemu, wpisano także i psychiatrę. I tylko tego podpisu, sam nie wiedząc czemu, wciąż było mu brak.
    Podrobienie podpisu, nie sprawiłoby mu wielkich trudności, nie takie rzeczy już w swoim życiu robił, lecz skąd, niby wziąć pieczątkę? Trudno, ścigają trzeba iść. Podchodzi pod gabinet a tam pusto, puka z biegu aby go o chamstwo nie posądzono i aby nie zrobić w tył zwrotu, wchodzi.
    Kładzie kartkę, wzrokiem swoim przepraszając, że ośmiela się czas niesłychanie cenny jej zabierać, błaga niemo, klęcząc prawie przed nią na kolanach, prosząc bez słów, postaw tu pieczątkę, nie mów do mnie nic, nie wyzywaj do walki wręcz, nie prowokuj, babo i pozwól mi już stąd wyjść.
    Babsko ogląda kartkę ze wszystkich stron, tak jakby widziała cudo takie pierwszy raz, patrzy na przemian raz na wyrąbane i przerobione w papier drzewo, a raz kątem oka spoglądając mu prosto w jego twarz.
    Ta walka, na wykończenie trwa, już w nieskończoność.
    Wie co rupieć myśli?  i co, głupie krówsko zamierza?  zdaje sobie pełną sprawę, aby spokojnym tylko być. Stoi jak skała, stoi jak mur, udając, że niczego nie dostrzega. Wie doskonale iż chce, tak jak umie, tak jak wyuczyli ją, tak jak po ojcu w genach ma, najlepiej go biednego zdenerwować.
    Trochę zaczyna go podpytywać, zadaje pytania po których tchu aż mu brak.
    - Jak się pan czuje?
    -  jak pan sypia?
     - jak postrzega pan, otaczający go świat?
    A on, stoi i patrzy, szukając we łbie swoim odpowiednio przekonywujących słów. Prostych tak, aby ją w pełni zadowolić, mądrych tak aby ją w pełni nasycić i prawdziwych na tyle, aby uwierzyła, postawiła pieczątkę i w końcu spokój dała mu.
    Przecież nie mógł prawdy całej jej wyjawić.
    Był po rozwodzie, więc jak, miałby się niby czuć. Pracuje od dwudziestu lat tylko nocą. Kończy ją rankiem i gdy chce spać, do życia budzą się jednocześnie wszystkie Szczecińskie rozwrzeszczane ptaki. I jak jeden, zaczynają po jego nocy furgotać, robiąc przy tym taki raban i świst, że ze spania jego nici. Świat jest niesłychanie ciekawy, zwłaszcza nocą. Ostatnio przejechał stojąc nad podniesionymi pomostami dwie stacje, bujając się raz w tą, raz w drugą życia swojego stronę, być może chcąc w ten sposób odgadnąć swego życia prawdziwy sens. Dodając jej jaszcze gratis, tak jakby od siebie.
    Przeprosić bym panią bardzo chciał gdyż, nie mam już sił aby dalej żyć, przeprosić panią po raz drugi bym bardzo chciał gdyż, wciąż odwagi mu brak aby życie zakończyć porządnie, tak, jak facet prawdziwy, tak po prostu  raz, dwa. Przeprasza także wszystkich spotkanych na swojej drodze, że wciąż ich ranił i ciągle z nich drwił.
    Z automatu Tworki, Gorzów Wlkp, Mączna a może gdzie indziej?
    Gada więc jakieś głupoty, jakieś dyrdymały, maluje obrazy i płótna piękne tka. Wszystko tylko po to, aby w końcu dała spokój a ona, nic, tylko się jak dywan wielgaśny ciągle w dal rozwija. Baba jak to baba pomyślał żałując, że nie ma tak jak ostatnio, tutaj faceta.
    W końcu oczom nie dowierza, widząc w jej ręku pieczątkę uśmiecha się szeroko jakby u dentysty był. I spada na ziemię, kolejnym już raz ugodzony, pytaniem kolejnym do krzesła przybity na amen.
    - a skąd u pana takie oczy?
    Przestraszony, że może już z nim coś nie tak, zapytał.
    - a przepraszam, niby..........jakie?
    -No takie jakieś, dziwne?
    Walnięta, pomyślał patrząc na nią podejrzliwie i nie wiedząc już co o tym wszystkim myśleć ma.
    Broniąc się i w żart jeszcze to wszystko próbując obrócić, mamrota nerwy swoje już wbrew sobie trzymając na wodzy,
    - taka, moja uroda i nie moja w tym wina. Pani przecież wie, że pracuję w nocy i mam odwrócony jakby świat, przepraszam.
    To przepraszam, aby ją trochę pogubić i pozwolić jej ręce z pieczątką w końcu na papier bez protestu opaść. Ale gdzież tam...
    - wypiszę panu skierowanie na psychotesty, niech pan je zrobi i z wynikami do mnie wróci.
    Nie dyskutował już, dalsza dyskusja i tak by do niczego go nie zaprowadziła.
    Była po prostu walnięta, ktoś musi a przecież nie jest walnięty oczywiście on,  może nie smarowała się kremem wychodząc na pełne słońce. Dwoje kretynów w jednym pokoju, lecz jeden z nich tylko, władzę absolutną ma. Wyszedł i chciał wrócić do domu, nachlać się i zapomnieć jak najszybciej o swojej prześladowczyni. Schodząc spotkał kolesia, który słysząc co się mu przytrafiło, zapytał o nazwisko lekarki i od razu zawinął się na nodze mówiąc, że przyjdzie jak będzie inna.
    Skierowanie już wziął więc nie było powrotu, poszedł z biegu, do boju czując się przez idiotkę wywołany, wszedł akurat w chwili gdy takie się za chwilę odbywały.
    Pani w rejestracji trochę się zdziwiła pytając o powody dla których został na nie skierowany, pokazując palcem na zgromadzonych i informując, że testy robią tylko i wyłącznie maszyniści.
    Znał kilku z nich, jeden był i chyba nadal jest, jednym ze starych jego przyjaciół, Jak kogoś przejechali dostawali zwolnienie od psychiatry, wyrzuty są podobno tylko przy trzech pierwszych, potem mózg już rozumie, że nie miał jakichkolwiek szans aby temu zaradzić, więc i cierpieć po prostu przestaje.
    Robili je całą grupą, wielka masa być może i piętnastu chłopa, zrobili wszyscy, zrobił i on. Oddają w końcu wyniki, oddają wszystkim a on wciąż stoi, czeka już tylko sam. Totalna kicha myśli, przewidując, że na kreskował takich bzdur iż trzeba było je słać, aż do Warszawy.
    W końcu gdy już był dobrze osrany  i pewny, że wyjedzie stąd w kaftanie pojawiła się pani z rejestracji, chwaląc go i po raz kolejny pytając co było powodem skierowania na to testowanie?
    - Napisał pan najlepiej z całej grupy, nie mam pojęcia co psychiatra do pana oczu ma. No to żeśmy spójni pomyślał i z kwitem na węgiel poleciał schodami w dól. Wszedł już do cipy bez pukania, kładąc zły za niepotrzebne utrudnienia, pachnący świeżościom jeszcze papierek na, jej stole i czeka.
    Wzięła pieczątkę i jakby w zwolniony tempie, wciąż go obserwując przystawiła ją w końcu na skraju jego świstka.
    - dziękuję
    Powiedział, myśląc całkowicie inaczej.
    - proszę
    Odpowiedziała, wciąż wgapiając się, usilnie w jego oczy.
    - do widzenia
    - do widzenia, pan ma bardzo dziwne oczy.
    - już wiem, tylko nie wiem wciąż, dlaczego?
    Odpowiedział wychodząc, promieniejąc szczęściem prawdziwym, poza drzwi. Wiedział już czemu takie oczy ma, nie był jednak jeszcze świadom, że jest to także widoczne dla innych.
    Dziś mogę oczy tamte pooglądać na zdjęciach, znaczy jeszcze z dziesięć lat dopiłem, więc już nie potrzeba było psychiatry, aby zobaczyć w nich obłęd, zamieć i moją rychłą śmierć.
    Całe szczęście nie zostałem maszynistą, mógłbym niezłego dymu jeszcze narobić. Miałem farta i to nie tylko ja, że to wszystko skończyło się bez ofiar w ludziach. Jakbym w niektórych chwilach spotkał przypadkowo kogoś nieodpowiedniego, kto potrafiłby tylko trochę mnie naprowadzić, namówić, przekonać, zbajerować, być może okręcony dynamitem narobiłbym jeszcze nie złego ostatniego huku.
    Byłem jednym z nielicznych ludzi na świecie, który widząc lecący w naszym kierunku wielki meteoryt, tuż przed ogólną katastrofą. uśmiechałby się szeroko, bardzo się ciesząc i wcale nie wstydząc się spustoszenia, jakie poczyniła w jego mordzie wszędobylska próchnica.
    Żegnając się z terapeutą, usłyszał od niego słowa których, chyba wolałby nie usłyszeć.
    -Krzysiek, przecież terapii nie można zapić. Masz narzędzia.
    Spojrzał w jego oczy i nie powiedział nic. Przecież większość zapija, o jakich narzędziach więc mowa?