Pożegnanie
Opuszczając ośrodek i idąc z torbą w kierunku przystanku na którym zatrzymywał się jego bus, zobaczył na płask rozjechanego kołami samochodu, pięknego kiedyś winniczka. Wyglądał jak bankomatowa karta i przestało mu się chcieć ze wszystkiego śmiać. Patrzył zaskoczony, że pomimo lekcji i cennych rad które otrzymał i tak, powrócił w miejsce potwornego zagrożenia.
Ślad jeszcze był mokry, być może zbyt długo zbierał swoje marne graty i nie zdążył po raz wtóry ochronić go, przed tym co było, jak przepowiadał nieuniknione.
A może zbyt mało do niego mówił, może powinien być bardziej przekonywujący, bardziej stanowczy. Może powinien pokazać innych, już dawno wyschniętych kolesi, tak jak bezdomnych których w ramach przestrogi widywał i on.
Było mu go żal, uzmysławiając sobie ile razy musiał ocierać się już o koła rozpędzonych samochodów ile razy pewny był, że to już, i odchodził żywym będąc, martwym będąc tak wciąż, ciągle, nieustannie pół na pół.
Dokładnie pozbierał jego skorupki oraz wnętrzności, wykopał dołek i pochował go z należną mu czciom.
Przez chwilę zamarzył aby i na niego, w tej chwili wyjechała rozpędzona ciężarówka, nie dając mu żadnych szans na zastanowienie, żadnego sposobu ucieczki chroniąc go raz na zawsze, od popełnienia kolejnych życiowych błędów.
Wchodząc do busa i rozglądając się po jego wnętrzu, poszukiwał oczami kogoś na kim, mógłby zawiesić swój wzrok. Nic się nie zmienił, nadal funkcjonując tak jak dawniej. Przerwa zbyt krótka, czasu zbyt mało, czy tylko brak umiejętności, najnormalniejszego sobie z tym poradzenia.
Jadąc rozmyślał o rozwalcowanym przyjacielu i o tym czy, zrobił wszystko aby go ochronić. Uświadomiony w końcu, że nie mógł nic więcej, tworzyć zaczął w myślach rys, zapobiegający takiemu smutnemu zakończeniu.
Akwarium z przykrywką, rów któremu brak jest dna, palisada przez którą nie mógłby się on przecisnąć lub też elektryczny pastuch trzymający go z dala od nieprzyjaznej i niebezpiecznej dla niego drogi.
Ok skuteczne, wszystko to jednak, zbyt duże koszty, zbyt wielkie nakłady aby ochronić życie jednego marnego jakże skorupiaka.
A jak wyglądają jego, w tym wszystkim szanse przetrwania, jak wyglądać powinna klatka w której on mógłby się bezpiecznie poruszać i przed czarnym skryć?
Czy sama świadomość go zabezpieczy?Ciekawe jak wygląda świadomość, gdy świadomości już, jakiejkolwiek brak?
- Kochany skorupiaku, jakże byłeś do mnie podobny.
Pomyślał, kładąc raz na zawsze ślimaczej drogi kres.
Nawet nie mogłem sobie zdawać sprawy, że taka klatka już dla mnie stoi starannie przyszykowana i tylko czeka abym spokojnie sam sobie, do niej wlazł. Że nie będzie w niej ani ścian, ani szyb, ani drutów pod napięciem a i tak powoli, po kawałeczku mozolnie, z trudem i bólem będę się w niej z każdym mijającym dniem, często wbrew sobie samemu, układał, zmieniał się i żył.