komudzwonia.pl

środa, 15 lutego 2017

Poczucie winy

 Poczucie winy

    Był na weselu którego zakończenia nie pamiętał, obudził się w domu ze zdziwieniem patrząc na smutne twarze mieszkających z nim, pod jednym dachem ludzi.
    Jakieś prześwity, jakaś awantura i wydarzenia których wcale a wcale gdyby tylko mógł, pamiętać nie chciał. Gość trzymający go za gardło, wrzeszczący i wyjący z bólu, pełno oczu i otwarty, zbyt bardzo otwarty teren, aby go przed wzrokiem obcych jakoś chronić, dokładniej go, szczelniej skryć.
    Żona która gestem pokazała to, co z jego garnituru pozostało ze smutkiem w oczach, który po tym wieczorze pozostać miał, jakby już na stałe w niej. Po raz kolejny prawie, że nic nie pamiętał, po raz kolejny tylko cudem uszedł podobno z życiem, po raz kolejny z rzędu wcale, a wcale nie był z tego powodu szczęśliwy.
    To taki trudny, potworny jakże czas. Miał prześwity i świadków którzy potrafili bez trudu, połatać to czego sam odtworzyć w całości nie potrafił. Nie chce wierzyć i gdzieś tam wypiera to o czym jemu opowiadają, zamazuje, tworząc fikcję ze skrawków które w pamięci swojej wbrew sobie, lub ku swojej obronie jednak ma.
    Wie doskonale, że narozrabiał i, że po raz kolejny narobił wszystkim nie tylko sobie samemu wioski. Jest logiczny, jest wina, był wyczyn, należna jest w pełni, zasłużona kara. Nie ma gdzie się schować i nie za bardzo pamiętając co, nieco z tego co narobił gdzie się skryć. Fakty są niezaprzeczalne, skutki katastroficzne a wspomnienia pozostaną we wszystkich, nie tylko w nim być może do końca ich dni.
    Jeszcze raz, po raz kolejny próbuje oszukać fakty i wijąc się jak wąż poszukuje wytłumaczenia, ale wytłumaczenia tego wszystkiego już brak. Nauczony doświadczeniem robi mniejsze oczy, opuszcza uszy, zwija się w kłębek aby było jego troszkę mniej.
    Nie widzi szans na obronę, nie potrafi w sposób mniej lub bardziej logiczny tego nikomu, ani o zgrozo sobie samemu już wytłumaczyć. Siada na dupsku i nie mając innej alternatywy, oczekuje należnej mu kary.
    Czas płynie pomału jakby i on nie miał już sił, boi się ruszyć nie chce ani wchodzić im w oczy, ani widokiem swoim oczu ich szczuć. Nie ma pojęcia co będzie dalej,  jest pewny, że tym razem skończy, gdyż skończyć się musi gorzej, poprzednio wina była mniejsza i w tym wszystkim było jego, jakby dużo mniej.
    Poddaje się, kapituluje, wywiesza białą flagę, jakby miał ich więcej wywiesiłby w zadośćuczynieniu im wszystkim, tych flag jeszcze ze trzy.
    Słyszy gong dzwonka zawieszonego tuż przy jego wejściowych drzwiach, wchodzą po kolei, zlatują się jak wrony aby dziobać jego odsłoniętą twarz. Jest cała, calutka jego rodzina, będzie istny klops, prawdziwe sympozjum naukowe oceniające wszystkie, nie tylko ten wczorajszy jakże tragiczny dla niego dzień. Zamknęli drzwi i dyskutują wie, że rozmawiają o nim, gdyż po to przecież przyszli. Czuje zbierający w sobie ogromnych rozmiarów strach, zapada się w sobie, wpada w rozpacz oraz w wielką niekończącą się czarną dziurę.
    Aby się z tym zmierzyć wlałby w siebie z chęcią z litra pół, jednak wóda stoi akurat tam gdzie rozmawiają i na to więc. w jego arsenale sposobów brak.
    Totalny klops. Nie chce już tak dłużej żyć, nie chce już nigdy, po raz kolejny tego przeżywać, musi coś z tym w końcu zrobić, zmienić to. Zgodzi się na wszystko aby tylko po raz kolejny wybaczyli. Zmieni to, musi się zmienić, zmienić już to przecież chce.
    Śmieją się, a tak już ma, że z niego gdyż jak się śmieją to muszą się z niego śmiać. W końcu koniec, wchodzą i zaczynają gadać, ktoś zaciągnął języka o tamtym poszkodowanym, kto inny zobaczył, usłyszał to, to i jeszcze gdzieś tam, tamto. Ktoś podsumował, ktoś reasumował i wyszło na to, że to nie on, tylko jego do tego co się stało, sprowokowano.
    Nie jest taki jeszcze zły, jak był minutę zaledwie temu, nie jest odrażający tak jak postrzegał to przed minutami zaledwie dwoma, nie był agresorem tylko ofiarą, broniącą się przed zewnętrzną agresją ofiarą, jakże wspaniale dla uszu jego to brzmi. Odpuszczają wszyscy, wszyscy łącznie z żoną, jest dobrze, jest cacy, nic się nie stało i wszystko jest ok.
    Nie potrafił tego wytłumaczyć, nie potrafił nie pierwszy zresztą raz, zrozumieć tego wszystkiego. Wina była niezaprzeczalna, dowody, świadkowie, u niego pozrywany ale u nich cały film i... kary nadal brak.
    Byli nie logiczni za parę lat on, w pełni już wyuczony, wykuty, wyprofilowany.................... nielogicznym stanie się dla nich.
    Nawet jak dziś na to popatrzę to wpadam w zachwyt, mogłem wymyślić przecież genetyczny we mnie błąd, zwarcie na stykach które od zawsze nie pozwalało mi rozróżniać złego od dobrego. Mogłem, ale w takim wypadku nie miałbym na kogo zrzucić winy, a tak było w sam raz i winni za których plecami mogłem się wspaniale skryć.
    Tak właśnie wyglądało jego życie a w życiu tym zachowania i jego picie. Takich sytuacji miał bez liku, zawsze logicznie jeszcze rzecz pojmując co było oczywistym oczekiwał kary. Nie nadchodziła więc jego coraz bardziej okaleczony mózg zaczął w końcu odbierać to jako grę. Nie było kary więc krok dalej, i oczekiwanie i niepewność i adrenalina od której w końcu bardziej był uzależniony niż od alkoholu.
    Stał się małym dzieckiem które samo prowokuje i błaga aby ustalić mu nieistniejące granice, tak go to pociągnęło, że nawet nie mając już nic, nie będąc już nikim prowokował nadal, nadal kusząc los.