komudzwonia.pl

środa, 15 lutego 2017

Klocki

Klocki 

    Spotyka się nadal z partnerką, jego przyjaciółka widząc jak to się rozwija, próbuje przywołać go do porządku. .
    -Daj jej spokój. Jest młodziutka, a jak ze mną robisz co tylko chcesz, jej zrobić możesz prawdziwą krzywdę.
    Nadal jest młodziutka, krzywdy nie pozwoliła sobie nigdy zrobić, a jego starego byka potrafiła tak poustawiać, tak przyziemić i wymóc na nim takie zmiany, że dziś jest innym, nowym, chociaż zmęczonym, potwornie wiecznymi przepoczwarzeniami człowiekiem.
    Spotykając się, dużo ze sobą rozmawiają.
    Zaskakuje go, opowiadając o sobie i niczego przed nim nie ukrywając. Często, spokojnie mówi o swoich zahamowaniach, swoich wadach, niedostosowaniach, brakach umiejętności odkrywając się tak, że patrzył na nią jak na przyszłego samobójczynię.
    Każda inna nigdy by się tak nie odkryła. On nigdy by się tak nie odkrył, nie pokazał by się nikomu bez zbroi, bez tarczy, bez masek i farb Nadal go zaskakiwała, stojąc naga i bezbronna. Wszystkie inne, wszystkie które znał i on, nigdy sami nie zrzucali bez powodu szat, więc co jest tutaj grane?
    Szczerość być może istniała, lecz nigdy jeszcze nie spotkał kogoś aż tak otwartego, tak głupiego lub cwanego jak myślał i jak był, w tamten czas całkowicie przekonany.
    Mówiła i otwierała się jak nikt, nikt kogo dotąd znałem. Nie znane nie istniało, przez moje życie przewaliło się mnóstwo kobiet, wiedziałem o nich wszystko. Proszę nie odebrać tego jako chwalenie się, gdyż nie o to mi chodzi, po prostu było tak. Może byłem tak prze fastrygowany, że inaczej tego widzieć już nie mogłem, a może z wygody nie chciałem?
    Ta nie mogła być przecież inna, była taka sama, wszystkie grały, gra i ta, tylko w co? Gdybym w tamten czas mógł mieć, już dzisiejszy mózg, nie musiałbym się wcale a wcale wysilać. A tak się broniłem sam nie wiedząc przed czym i wyprzedzałem ataki które wcale nie nadchodziły. Było jak było i inaczej w moim stanie, nie mogło przecież jeszcze być.
    Chciał jej naświetlić, chociaż trochę pokazać, jak z nim jest i na czym polega wychodzenie z tego gówna w którym siedzi. Lecz zanim się zdążył rozwinąć, już go czapką na stałe przykryła.
    Patrząc na niego, jakby był walnięty uśmiechnęła się szeroko i powiedziała bez zażenowania.
    - Już o tym rozmawialiśmy, alkoholizm jest tylko i wyłącznie twoim a nie moim problemem. Chyba, że zrobię coś, co przeszkadza. Wchodziłeś w to beze mnie  i bez jakiejkolwiek pomocy z mojej strony, masz z tego. po prostu wyjść.
    - Spoko wyjdziesz, zobaczysz.
    Ubrał się więc i szybko, po prostu wyszedł, śmiejąc się przez całą drogę, spoko.
    Wróżka, czy co? a to jej, po prostu, uśmiechało go przez całą drogę.
    I uśmiecha mnie, jeszcze do dziś.
    Nie takie zwiewały aż się za nimi kurzyło. chociaż jak i ta, na początku wszystkiego były pewne.
    Nadal był na samym dnie i nie potrafił się z tego samodzielnie wyrwać. Pomyślał że pojawiające się dziecko, zmienić może jego, jakże negatywne już do życia nastawienie. Pomoże mu z tego wyjść, wykrzesze z niego siły, których wiecznie jest mu brak, obudzi, otrzepie, poderwie do życia i zmusi do zmian.
    Rozmawiali często o dziecku, ciągle o dziewczynce chociaż mieli tylko pięćdziesiąt procent szans. Wciąż się, wahając, zastanawiając i bojąc co w jego wypadku było naturalne.
    Umierał i zdawał sobie z tego doskonale sprawę, chciał umrzeć, śmierci się jednak bardzo obawiając. Pewnym był i czuł to wciąż w kościach swoich, że za swój życiowy całokształt zostanie przykładnie przez los ukarany. Wszystko już wylatywało mu z rąk, bał się więc, że i to spieprzy. Że obudzi się nie na amen ubity, ułożony starannie w głębi zimnego, ciemnego, nie przyjemnego pudła, głęboko pod ziemią. Wyjąc bez sensu do dekla tuż nad głową śrubkami na amen zakręconego, totalnie sam, bez jakiegokolwiek kontaktu z otoczeniem, nadal będąc, wciąż, ciągle beznadziejnie, bezustannie żywym.
    Dziś się z tego śmieje, często sobie to przypominając ubaw wieczny mam. Ale to mnie chyba uratowało, całe swoje życie oczekiwałem kary, kara więc w końcu musiała na mnie, do mnie, po mnie, przyjść. Mordowałem siebie sam i wciąż, sam siebie ratując czasami.