Kara
Powoli właziłem do swojej klatki przemian, wcale a wcale sobie z tego sprawy nie zdając, wciąż mając nadzieję, będąc pewnym, że w końcu wszystko się tutaj porządnie poukłada.
Porządnie, czyli jak? czyli tak jak? tak jak zawsze, tak jak przyzwyczajenie mnie nauczyło.
Pan na grzędzie a szara myszka w kuchni lata i miotełką kurz zamiata.
Pisząc to aż mi ze śmiechu poleciały łzy, po raz kolejny niestety mnie zaskoczyła. Szara myszka tak szybko pana z grzędy zdjęła, że nim to zobaczyłem, już w kuchni z miotełką w ręku byłem. Bóg jej w tym pomógł, to było, bez jego pomocy w moim stanie niewykonalne. Jakbym w tamten czas wiedział co mnie jeszcze czeka, jeszcze spotka i jak nisko będę musiał jeszcze schylić kark, zmieściłbym do kibla swój porypany łeb i bez strachu wielkiego, nacisnąłbym syfonu spust na maksa.