Mitingi
Aby wszystko było w komplecie, zaczął chodzić także i na mitingi.
Gdy tam się zjawił był przerażony, jedna wielka kupa dupków. Same pedały, frajerzy i chuj wie jeszcze co? Jeden mądrzejszy od drugiego, bułki przez bibułki i sam szajs. Kościół, na salach krzyże, teksty a w nich wszędzie bóg, gadali sami chyba nie wiedząc o czym. Herbatka i kawka, siorpanie, mlaskanie i wieczny nie kończący się stukot łyżeczkami o szkło. Wszyscy i wszystko jak i na kółku wzajemnej adoracji szczęśliwi, uśmiechnięci a w nim nadal ciągła burza, chaos i wiecznie narastający ból. Trzyma się z boku, jak zawsze i tu, tak ma.
Do dziś uśmiecham się przypominając sobie ten mój pierwszy wgląd, to moje ponowne pierwsze na nich spojrzenie. Trzymałem się krzesła, mordując wszystkich nieustannie i ciągle szukałem w tym wszystkim wad i różnic. Cieszy mnie jednak, że miałem wyczucie i nie szukałem tam przyjaciół na siłę, że nie kumplowałem się z nikim i byłem tam, nie będąc tam tak prawdę powiedziawszy wcale.
Klient mówił o dwudziestej rocznicy a jemu aż zabrakło tchu. Przecież aby przepić tyle co on, musiałby zacząć pić już z dziesięć lat przed swoim poczęciem
Dopiero za trzy lata zacznę ich słuchać, za kolejny rok słyszeć ich, a za następny, rozumieć to, o czym mówią.
Ktoś, kiedyś powiedział mi o dziewięćdziesięciu mitingach w dziewięćdziesiąt dni, byłem pewny, ze chcą mnie ogłupić, omamić, uzależnić, nie zrobiłem tak. Żałuję. A może tak właśnie miało ze mną być, być może po tygodniu już wisiałbym na linie.
Chodziłem na mitingi. Już raz szukałem pomiędzy nimi pomocy, miałem jeszcze zbyt dużo, zbyt dużym widocznie jeszcze będąc.
Na mitingu mówili o denaturacie, o rozbitych rodzinach i ogólnym nie radzeniu sobie w otaczającej ich rzeczywistości.
Miał dom, rodzinę, świetną pracę, mnóstwo kolegów, przyjaciół, samochód, miał psa, posiadał jeszcze pewność, ze nigdy nie ruszyłby denaturatu a inne wynalazki kojarzyły się mu tylko i wyłącznie z samochodowymi spryskiwaczami.
Inny świat inne realia i inna rzeczywistość do której nigdy, gdyż to niemożliwe, w jego życiu jak w tamten czas był pewny, nie dojdzie.
Tam właśnie po raz pierwszy wypowiedziałem słowa, mam na imię Krzysztof i jestem alkoholikiem. Psychiatra zbaraniał nie widząc w moich oczach zdziwienia, gdy powiedział.
- jesteś alkoholikiem
- wiem. odpowiedziałem
Dziś z zazdrościom patrzę na ludzi którzy opowiadają o sobie i przełomie jaki ich spotkał po tym gdy uświadomili sobie, uświadomiono im, że są alkoholikami. Ja od tego momentu zacząłem dopiero chlać.
Czemu? jeszcze do dziś tego nie odgadłem, nie zobaczyłem, nie zrozumiałem, może nie zrozumiem tego nigdy i może tak właśnie ma, ze mną, u mnie być?
Koleś który mówił o denaturacie jest dziś moim dobrym kumplem, kiedyś staliśmy na przerwie i powiedziałem do niego, że jakbym tak trochę tylko uruchomił swój stary beret to mógłbym bez problemu udowodnić sobie, że przez tą jego wypowiedz z denaturatem, przepiłem jeszcze naście lat
- wcale się nie dziwię. odpowiedział ze śmiechem
Od tamtej wypowiedzi minęło już ponad, albo prawie dwadzieścia lat, lubię go i
zawsze od samego mojego początku, bardzo dużo z ,,niego,, biorę.
Denaturatu i innych wynalazków nie napiłem się jeszcze do dziś. Nie piłem ich gdyż miałem szczęście i pieniądze bez których nauczyłem się dopiero dużo, dużo dalej żyć. Podczas swojego życia wielokrotnie byłem w stanie, w którym piłbym wszystko jedno co, byleby tylko w swoim składzie posiadało to, co było mi w tamtej chwili niezbędne i jedyne w swoim rodzaju.