Mała
Na świat w końcu, przyszła mała.
Była fajna i chociaż wszyscy podziwiali, wychwalali ją pod niebiosa, nie widział w niej niczego wyjątkowego. Była zdrowa i to także przyjmował jako oczywistą naturalność, miała wszystkie paluszki zarówno u rąk jak i nóg.
Urodziło mu się już dwóch w pełni zdrowych synów więc niby i dlaczego z córką miałoby być coś nie tak. Norma, cieszył się oczywiście ale w wychwalaniu nie uczestniczył. Miała długie nogi, jego grupę krwi, piękne oczy, fajne włoski, była i już.
Nigdy nie lubił jak ktoś z podziwu piał, jak tracił oddech i zapominał w zachwycie słów. Płakał lub też idiotycznie się śmiał, gubiąc się jak był przekonany, sam już w swej histerycznej grze.
W domu dziecko, mama i kochający obie wszystkowiedzący tata, czyli on, czepiał się o wszystko, co tylko dotyczyło dziecka.
Jedzenie, spanie, ubranie, spacery, zabawy i karmienie piersią jakby od zawsze, od zarania dziejów, cycki swoje, pełne mleka miał. Wszystko wiedział i robił najlepiej, chcąc sterować, układać, pomagać, być przydatnym i innych planów w tym wszystkim było brak.
Partnerka słuchała jego żywieniowo – senno - ubraniowych rad wcale, a wcale się nimi nie przejmując. Gotowała go na wolnym ogniu, wcale tego nie widząc, wcale nie mając o tym pojęcia i kompletnie się tym nie przejmując.
Wypalał się na bieżąco, wciąż, każdego dnia do zera. Zaczęły pękać mu usta i działo się, tak zawsze wieczorem tuż przed snem.
Był pewny, że wypłukał wszystkie minerały i osłabione tkanki puszczają na niewidocznych szwach. Nie martwił się żałując tylko, że krew wypływa wciąż na zewnątrz, zamiast zakończyć wszystko i raz, popłynąć w jego głąb.