Automat
Dziś się uśmiecham, dziś już nie przekona mnie, do dziś nauczyłem się z wewnętrznym potworem we zgodzie, spokojnie żyć. Rzadko zadziałam z automatu, zadziałam tak na zewnątrz, do obcych, nigdy zaś już w swoim domu, i nigdy w stosunku do swoich. Zadzieje się tak zawsze w taki czas gdy już zaczynam uważać się za kompletnie wypoziomowanego, gdyż już zbyt pewnym jestem, że ze mną, u mnie, we mnie już wszystko ok.
Wyszedł kiedyś, może ze dwa lata temu, przed mitingiem zapalić. Spalił i wrócił lecz do rozpoczęcia zostało sporo czasu. Usiadł lecz jakoś tak, było mu nie tak. Wstał, wyszedł na zewnątrz i zapalił kolejnego.
- Krzychu a ty co tak palisz, jednego za drugim? zapytał kolega widząc go na zewnątrz drugi, pod rząd już raz.
- A ty co? na papierosy mi łajzo dajesz, czego się czepiasz i czego kurwa ode mnie chcesz?
Odpowiedz oczywiście wyglądała inaczej, będąc jeszcze bardziej kwiecista i przytulna jak mało co.
Nie potrafił się zatrzymać, nie przebierał w słowach i ruszył wszystkich z jego bliskiej jak i tej dalszej rodziny. Bluzgał wiedząc, że nie powinien i mając w dupie, że patrzy na to cały tłum.
Mam to nadal w środku swoim i aby było ciekawiej lubię to, wciąż tu wewnątrz siebie czasami mieć. Przydatne jest,wielu się już przejechało, lecz jestem pewny że i to mi kiedyś przejdzie. Prace w toku.
Dziś czasami ze sobą przebywając zawsze miło z kolegą, wspominamy ten mój jakże kwiecisty potok słów.
Jak pisałem w końcu zacisnąłem pośladki, i dobrze mi nawet szło. Chodziłem na mitingi i zapijania miałem dość.