Dywersja
Kiedyś po pracy zionęła alkoholem. Nie piła na co dzień, lecz czasami gdy w pracy była jakaś uroczystość, ktoś odchodzi na emeryturę, imieniny, urodziny ktoś tam ma. Postawi szampana na dwieście babek i tyle przy tym pijaństwa, że szkoda gadać.
Niby nic, ale nosek to on ma, od razu wyczuł.
Stanowczo zaprotestował, podpierając się zaleceniami terapii i słowami słyszanymi na mitingach oraz oczywiście tym, że robi mu wielką, niewybaczalną wprost krzywdę. Patrzyła na niego jak na najzwyklejszy imbryk i spokojnie powiedziała
- Ja nie piję alkoholu, sporadycznie może raz na rok wypijam lampkę szampana i zrobię to tylko dlatego, że bardziej wypada niż chęci na to mam. Przestań histeryzować. Jak tak masz zamiar pogrywać, to lepiej od razu z balkonu na łeb skocz i daj zarówno mi jak i sobie spokój.
Przetarł oczy kompletnie już w tym wszystkim będąc pogubionym.
Przecież rację miał, za plecami zalecenia terapeutyczne wbijane mu do głowy nie raz, nie dwa. Mówi dobrze a ona mu z balkonu na łeb każe skakać. Co się tutaj wyrabia i w co ona pogrywa? Ma totalnie wywalone na jego terapię, jego alkoholizm, zatem wywalone ma i na niego.
Wciąż pamiętam tamtą naszą rozmowę, ten dziwny jakże dla mnie czas.
Chce się wiązać z alkoholikiem i nie rozumie jakie ograniczenia on w sobie ma, co można a czego należy się wystrzegać. Chce położyć jego starania i wszystko obrócić w niwecz? O co tutaj chodzi?
Dziś wiem jak celny i jakże dobitny był to strzał. Jednym zaledwie pociągnięciem zmieliła w puch wszystkie moje świadome i podświadome zakusy abym zalecenia terapii mógł wykorzystać przeciwko niej. Nie mogłem czekać na pomocną dłoń z jej strony i nie miałem szans na tym grać.
Byłem kamienny, betonowy, niezmienny i nie miałbym nic do gadania. Gdyby uległa, przyznała mi rację zwijając się w kłębek swojego zawinienia, dziś może była by wbita pomiędzy rząd kuchenkowych szafek, bojąc się już zrobić czegokolwiek, co mogłoby mi w mojej abstynencji przeszkadzać. Głody alkoholowe, nawroty, spokój, zmęczenie, totalnie zaplanowany dzień itd itp musiałbym na tym pograć, musiałbym to wykorzystać, tak miałem i jakbym mógł tak bym nadal miał.
Może jak i dziś w naszym mieszkaniu nie byłoby alkoholu ale, mój alkoholizm wychodziłby ze wszystkich jego podłóg i ścian. Mój alkoholizm, i z automatu ja, znowu byłby najważniejszy.