komudzwonia.pl

piątek, 3 marca 2017

Cud

Cud

    Kiedyś bardzo, bardzo dawno temu czytał w jakiejś gazecie artykuł na temat amerykańskich żołnierzy, powracających do domu, z wojny w Wietnamie.
    Napisali w nim, że jedynym lekiem na ich poranione dusze i ciała, jest kontakt z małymi niewinnymi dziećmi.
    Pamiętał, że czytając zastanawiał się co też wspólnego mogą ze sobą mieć wyćwiczeni w wiecznym zabijaniu żołnierze i malutkie bezbronne dzieci.
    Mama małej w końcu aby zarabiać pieniążki na całe to tałatajstwo znaczy niego, musiała wrócić do pracy. Wracała niechętnie zapewne w duchu bardzo go o wszystko obwiniając. Przecież to on a nie ona, powinien do pracy iść, zarobić na domu i ich utrzymanie. To ona, a nie on z małą powinna pozostać w domu i ona, nie on w pełni kształtować powinna na całą przyszłość, na zawsze ją.
    Bardzo czekał na  tamten dzień, wyczekiwaną od dawna chwilę, gdy już zamknęły się za nią w końcu drzwi. Został z małą sam w domu i musiał się w tym wszystkim w końcu poznajdywać.
    Wystarczył mu tylko ten jeden dzień aby w pełni zrozumieć jak żołnierze, dlaczego z żołnierzami tak właśnie jest. Nawet jak na jego logikę, nie mógł się jej bać. Nie potrafiła jeszcze manipulować, nie nauczyła się także jeszcze grać, miała siedem miesięcy i była po prostu sobą.
    To całe jego wieczne przekonanie, ten od wieków, od zawsze niesiony wór po zaledwie godzinnym z nią, sam na sam przebywaniu w całości mógł już wyrzucić na, za okienny dwór.
    Nie zagrażała mu, nie kombinowała jak go udupić, wysadzić w powietrze, jak z niego zrobić najzwyklejszego w świecie wała, nie kopała dołków i nie robiła żadnych, najmniejszych nawet podchodów.
    Jak chciała siku, robiła siku, jak kupę to produkowała kupsko, jak chciała jeść jadła, jak nie to nie, pić także, a jak ją coś bolało płakała. Totalnie nie pasowała do żadnego z jego stałych stenopisów i do niczego co w swoim życiu znał.
    Kobiety płaczą kiedy czegoś chcą, grymaszą gdy im czegoś brak, łażą inaczej jak czegoś potrzebują i inaczej też podają obiad gdy im się o coś rozchodzi. Grają, a on znał wszystkie z całego wachlarza, oglądanych wiecznie ich damskich gier.
    a tu co? a tu jak?
    Nawet ją o grę podejrzewać nie może, nie potrafi tego zrobić nawet jakbym tego bardzo chciał. Jest niewinna, niesamowita, prawdziwa, naturalna, jedyna jaką znał. Kiedyś jeszcze był widocznie zbyt, zbytnio młody, być może zbyt zapracowany, zbyt zmęczony lub też zbyt pijany wciąż aby to z synami swoimi po przeżywać. Może był zbyt wielki aby się nad tym pochylić, może zbyt głupi aby dostrzec to?
    A ta, zaskoczyła go, zahipnotyzowała, zamroziła na kość. Siedział obok niej wpatrzony w to jej życiowe niedostosowanie, w tą jakoby nieporadność jej i wiedział,  gdyż musiał, że ma przed sobą istny cud. Gadała coś tam po swojemu a on z uwagi na powyższe nie mógł skrzywdzić jej, nie potrafił przewidzieć jak u innych co też w tym łebku sobie przeciwko niemu knuje, kombinuje, co tam w swoim wnętrzu przeciw niemu sobie tka.
    Skrzywdził wielu ludzi, im bliżej tym bardziej, im cieplej tym głębiej ale wszędzie i zawsze tylko broniąc się, przed ich wiecznymi zakusami.
    Tutaj nie było możliwości i manipulacji, tak w rozwoju swoim posuniętej, aby nadal potrafił, rzeczywistość postrzeganą jak beret przewrócić na drugą jego, niewidoczną dla innych stronę.
    Obezwładniła go, wyrywając z rąk całą jego sprawdzoną dotąd w bojach broń, nakazując mu jej odłożenie a jak to  zrobił, nie miał w dłoniach swoich nic.
    Podczas całego swojego życia, w sposób całkowicie przez niego wytłumaczalny słusznie, potrafił tylko wymuszać, zastraszać, szantażować, niszczyć, tyranizować i bić, a tutaj totalny klops, nie może niczego z doświadczeń swoich wprowadzić w czyn. Musi wcale tego nie znając dostosować się i zamiast się bronić, chronić zacząć ją.
    Siedział obok niej i chciało się mu wyć, był potwornie okaleczonym, wykoślawionym i pozbawionym jakichkolwiek ludzkich uczuć człowiekiem, a raczej czymś tylko w ludzką skórę obleczonym.
    Poszedłem do kibla i zwymiotowałem, czując smak rosołu z mojej pierwszej komunii, umyłem ryj i zacząłem swoją drogę od nowa.
    No to będziemy uczyć się życia, mała damo, oboje od zera, powiedziałem jakby do niej a raczej jakby do siebie samego. Dziś wiem jakim debilem byłem.
    U niej czysta kartka, nie zapisana jeszcze bieli, biel, u mnie stalaktyty, monolity, stal, mosiądz, beton i najbardziej niebezpieczny gdyż przelewający się z miejsca w miejsce żel.
Byłem pewny, że dostałem coś wyjątkowego.
    Że tak z dnia na dzień uczucia wyższe w prezencie miałem, że stałem się w przeciągu chwili człowieczy, że miłość, że wszystkie uczucia od tej chwili w sobie mam.
    To oczywiście bardzo długi proces, lecz w ten dzień. Zaskoczyła mnie, była całkowicie ode mnie zależna  a niczego mi nie nakazując, nie zagrażała mi. Nie musiałem się bronić, miałem tak a nie broniąc się nie musiałem i nie mogłem jej skrzywdzić. A to było bardzo cenne, dla niej bezpieczne, a dla mnie fascynujące, nieznane i miłe.
    Napisałem o choinkowej zemście która miała miejsce dopiero za półtorej roku, w czasie kiedy mała została pod moją opieką jeszcze nie miałem tak delikatnych pomysłów i byłem aby postawić na swoim zdolny prawie do wszystkiego. Byłem mściwy, uparty i nic jeszcze do mnie nie trafiało.
    Bóg chyba widząc to moje wewnętrzne nie przystosowanie, pokazał mi ją z drugiej jakże u innych niedostępnej dla mnie strony.
    Strasznie trudno mu szło, nie chodziło ani o niego ani o małą, jej mama jak był pewny nakładała im takie obostrzenia, ze strach się bać.
    Posiłki o wyznaczonych godzinach, tylko zapisane czy wyssane z cycków mamy. Pełnowartościowe, sto pięćdziesiąt procent zdrowia, esencja esencji, podstawa podstawy, sens, sensu.
    Ubieramy tak a tak, jak wieje w kropki, jak pada w paski a jak śnieg i mróz to w zygzaki.
    Idziecie tam, spacerujecie tak, ma być wyspana, wypoczęta i dobrze napowietrzona. Sam nie wie jak, ale powolutku zaczynał się w tym wszystkim układać. Znaczy coś tam dla przekory zmieniał, coś tam nie tak jak zapowiedziane miał, robił, coś tam zapomniał i jeszcze nie wiedząc że ludzki jest i prawo takie ma mieć, wszystkiego, nawet najmniejszych pierdół się wypierał.
    Wypierałem gdyż nie chciałem wciąż się tłumaczyć. Byłem przekonany, że będzie wciąż to drążyła, wciąż mi coś tam wypominała, ciągle na tym jeżdziła i zrobi mi horror. Byłem o tym w pełni przekonany, gdyż byłoby to całkowicie naturalne i normalne ja, jej właśnie tak bym zrobił.
    Z małą jednak bardzo dobrze mu szło, szybko się zorganizował i wszystko miał po dopinane na tip, top.  Był już z małą dobrze zespolony i każdym mijającym dniem znajdował wciąż nowe sposoby aby ją tym zdrowym, nowym podstępnie nafaszerować. Jadła rosła i stawała się z każdym dniem bardziej kumata, nie mówiła i była odpowiednia gdyż nie donosiła mamie, o wszystkim co się podczas dnia wyrabia. Ona jeszcze nie mówiła, lecz pewny był, że jej mama wszędzie powystawiała szpiegów którzy wciąż na niego donoszą.