komudzwonia.pl

piątek, 3 marca 2017

Bolki

Bolki

    Sąsiedzi których mijał na schodach wszystkich rozrywał w myślach swoich tak jak żaby, pewnym będąc że wystawiają swoje łby poza drzwi aby zobaczyć w co dziś ją poubierał.
    Partnerka po powrocie z pracy o wszystko pytała a i telefonicznie wciąż nie pozwalała mu odsapnąć.
    Zbudował w końcu świat w którym bez problemu potrafił się poruszać, był z kimś kogo kochał ponad życie i życie swoje bez protestów w przeciągu chwili mógłby w jej obronie oddać. A tu ciągłe przesłuchania i wszędzie, na klatce, na ulicy, w tramwaju, na działce wszędzie go obserwują.
    Wszystko, wszędzie, zawsze było ok, więc po cóż wieczna inwigilacja i telefoniczne na okrągło przesłuchania? Był dorosły, dojrzały, godny zaufania, nie pił i po raz pierwszy był w pełni spełniony i to ją chyba tak bolało.
    Boże, jakże dokładnie miałem skopany cały ogród swój, aby w taką obsesję wpaść. Wszędzie widziałem szpiegów i wszystkich posądzałem o szpiegostwo dziś wiem, że i to zapewniało bezpieczny świat dla małej i moje ciągłe nad fruwającymi wewnątrz emocjami się kontrolowanie.
    To trudny okres pewny byłem, że jestem tam tylko do chwili gdy mała podrośnie na tyle aby pójść do przedszkola. Jednak od bardzo długiego czasu miałem jakiś określony okres, jakieś bezpieczne miejsce i czas który każdego dnia dawał mi tyle, że zmieścić tego w swojej głowie nie byłem w stanie. Pierwszy raz opiekowałem się dzieckiem i robiłem to najlepiej jak umiałem, nie umiałem nic więc każdego dnia uczyłem się wszystkiego od zera. Hipnotyzowała mnie, dając coś czego nie znałem i czego chyba nigdy nie miałem prawa znać.
    To był i nadal jest fascynujący dla mnie i bezcenny czas, nigdy nie będę w stanie oddać tego co w tamtym okresie od niej otrzymałem.
    Byłem logiczny. Spędzam z małą cały dzień, karmię ją, ubieram, chodzimy na spacery, bawimy się, oboje rozwijamy, jest cisza i wszystko działa jak w zegarku. Wszędzie w domu i poza nim na spacerze, w piaskownicy zawsze spokój, sielanka, cisza i luz. I nagle dzwoni jej mama i zadaje jakieś głupie pytania, wraca do domu i nagle jak wchodzi to tak jakby ktoś przez otwarte okno wrzucił całą wiązkę odbezpieczonych granatów.
    Kto winien? przecież jak jej nie ma i nie dzwoni wszystko działa jak w programie, wchodzi i koniec ciszy. To przecież nie może być moja wina.
    logiczne? na tamtą moją logikę, aż nadto.
    Dziś się z tego śmieję, wszystko skończyło się wspaniale i wspaniale także zapowiada się dalszy tego ciąg.
    Mogła się bać? nie tylko mogła ale powinna, byłem dorosły? dojrzały? godny zaufania? ha, ha, ha.
    Byłem spełniony, po raz pierwszy dawałem, nic nie oczekując w zamian i dostawałem wszystko o nic nie musząc małej nigdy prosić. Symbioza o której istnieniu nie wiedziałem nic a w której dziś, żyję każdego dnia, niebo jest we mnie i zewsząd ogarnia mnie.