komudzwonia.pl

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Koniec

Koniec


    Minął miesiąc. Kolejny jedenasty już, podczas którego ani razu nie pomyślał nawet o alkoholu. Siedział przy komputerze i kończył pisać wiadomość, podsumowującą mijający dzień. Na koniec napisał, ze dziś alkoholu się nie napił i za chwilę idzie spać. Wstał spoglądając na zegar, było po dwudziestej drugiej więc pomyślał, że zdąży jeszcze do Żabki, po papierosy. Ubrał się szybko wychodząc bez słowa poza drzwi, dziewczyny spały i nawet nie pomyślał aby je o tym informować.
    Wszedł do pustego sklepu i poprosił o 0,7 litra wódki, odkręcił i pijąc z gwinta powoli wracał do domu. Bez pośpiechu, bez emocji, spokojnie jakby nigdy nic, pił każdy kolejny łyk popijając następnym. Otwierając drzwi domu dopił do końca i stanął na wprost zaskoczonej napotkanym widokiem, zaspanej partnerki.
rano się wyprowadzę. Powiedział tak do niej, lecz bardziej, chyba do siebie samego.
    –    i tak ma być. Powiedziała bez jakiegokolwiek w jej oczach, zdziwienia 
    Dziś piszę już o tym bez jakichkolwiek emocji, dziś już tak mam. Bardzo długo o tym, i na temat tego, nic nie mówiłem, było mi wstyd. Dziś często o tym opowiadam. Mówię o sobie i tym co się stało gdy słyszę, że ktoś wali pewnościom, że alkoholu już w swoim życiu nie ruszy. Ja także w tamten czas, właśnie tak myślałem. Wystarczył zaledwie miesiąc czasu, aby mój mózg się przepoczwarzył. Wziął to, co było mu potrzebne i zrobił to, co było dla niego w tamten czas nieuniknione. Dziś jak prowadzę miting i czytam tekst o alkoholu który jest podstępny, zawsze się  uśmiecham. Alkohol stoi na półkach i jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił, no może w Japonii podczas trzęsienia ziemi, spadając rozwalił komuś łeb. Alkoholizm jednak raz zamontowany, zawsze znajdzie jakąś lukę prawną, umożliwiającą mu podążanie w raz wybranym kierunku.
    Partnerka zakręciła się na nodze i wróciła spać, a on położył się w gościnnym od razu zasypiając. Obudził się nad ranem mając nadzieję. że był to tylko sen. Wstał i sprawdził w śmieciach w których bez trudu dostrzegł pustą po wódce butelkę. Ubrał się szybko i po cichutku wyszedł. Idąc pustymi ulicami, zastanawiał się, jak do tego doszło. W jaki sposób stało się to, co się stało i jak z tym wszystkim nadal żyć? Wszystko to do czego doszedł, wszystko z czym na dobre się uporał w przeciągu chwili zaledwie prysnęło jak mydlana bańka. Nie ma sensu, nie ma szans, nie ma już nic.
    Jeszcze wódka buzująca w żyłach nie dopuszcza faktów, jeszcze wszystko próbuje obrócić w żart, zamazać, zamienić w coś, czego nie było. Jeszcze, jeszcze lecz czas jej buzowania za chwilę zaledwie minie i przyjdzie coś z czym nie miał ani sił, ani ochoty się mierzyć. Mijając  sklepową wystawę wchodzi do środka kupuje dwieście gram, pije by oddalić na chwilę jeszcze nadchodzący, nieuchronny przecież czas. Wchodzi do parku w którym ogląda konary mijanych drzew, szuka takiej która bez trudu utrzyma jego zasrany życia los. Siada na ławce, z ciekawościom podglądając mijających go ludzi,  ale cymbał, baran, idiotka, debil itp., itd. nic się nie zmieniło. Wszystkich, wszystko i ze wszystkim, jakże dobrze znał przecież ten stan.
    Próbując wywołać w sobie nawrót i zwalić wszystko na wszystkich, byleby nie na siebie, pisze SMS y w których próbuje jeszcze na koniec całość, w tym swoim gównie umorusać. Pisze lecz nie widzi w tym sensu i logiki, nie czerpie z tego satysfakcji, nie czuje ukojenia, wytłumaczenia i zaleczenia swoich ran. W końcu dzwoni do siostry, prosi o pomoc i może się do niej na jakiś czas wprowadzić. Idzie przez las, w drugi niemalże koniec Szczecina. Idzie wóda paruje, paruje, paruje i w końcu widzi wszystko doskonale, takie 3d w jednej chwili której zaprzeczyć już niczym nie potrafi, jest z tym, jest w tym, tylko sam.
    Mieszkałem u siostry w lesie, chodziłem na długie spacery wciąż ze sobą rozmawiając, wciąż analizując i wiecznie niczego nie rozumiejąc. Po trzech dniach, po wieczności jak byłem pewny w tamten czas, zadzwoniła i zapytała tylko
czy zrobiłeś wszystko, aby utrzymać abstynencję?
chociaż to dziwnie zabrzmi, tak. Odpowiedziałem, chociaż fakty mówiły inaczej.
wytłumacz mi.
nie mogę, sam tego nie rozumiem.
wracaj.
    Dziś już znacznie więcej wiem na temat alkoholizmu, nie wiem jeszcze wszystkiego więc nie będę się mądrzył. Nie tak dawno, rozmawialiśmy o tamtym zapiciu
o jakim zapiciu mówisz? To nie było zapicie, tylko zwyczajna próba samobójcza. Powiedziała.
     I chyba coś w tym jest.
    Nie miałem nic i byłem nikim, jedyne co posiadałem wisiało na jednej zaledwie lince, na lince mojej abstynencji. U siostry mogłem pomieszkać zaledwie kilka dni, po czym musiałbym się wyprowadzić, zniknąć najlepiej na zawsze. Byłem jeszcze zbytnio hardy, zbyt zbuntowany i zbytnio poraniony aby kogokolwiek o cokolwiek prosić. Moja sytuacja była tragiczna, lecz nie potrafiłem jeszcze rozmawiać z nikim, zwłaszcza ze swoją partnerką.