Poprzez nierozwagę moją, swoją młodzieńczą głupotę i zwykłą ułańską fantazję przeoczyłem chwilę, w przeciągu której, wbrew zamysłom boskim ze zwykłego pijaczka przepoczwarzyłem się w kogoś, kto zdołał zdominować całe moje wewnętrzne człowieczeństwo.
Alkoholizm, to takie głośne, samego Boga wesołe rechotanie. To kara moja, to minionych lat, wrośnięty we mnie dogłębnie brud, pokuta za drogę którą szedłem, a którą jako człowiek, nigdy nie powinienem pójść.