Przebiśniegi
To spotkanie, ta niesamowicie rzeczowa i szczera wymiana pomiędzy nami zdań. Te jego, odebrane przez mój okaleczony mózg jako, gorzkie, krzywdzące mnie słowa powinny raz na zawsze, wbić mnie w uliczny muł spod którego już nigdy, nie powinienem wychylić się, nawet na cal. Tak się jednak nie stało i nie ma, nie było w tym jakiejkolwiek mojej zasługi. Krzysztof był i jest nadal, człowiekiem znanym i rozpoznawalnym w alkoholowym, Szczecińskim świecie. Samo moje pojawienie się w jego pokoju, nasze ciepłe przywitanie na spikerce sprawiło, że z miejsca stałem się kimś innym wyższym, niż w rzeczywistości w tamtym czasie byłem..
Mogłem już i nawet o dziwo, zdrowo to wykorzystałem, mówić o wszystkim i nie za bardzo przejmować się tym, co kto sobie na mój temat pomyśli, wymyśli czy też, co tam sobie w swojej głowie, na mój temat tka. Po jego wyjeżdzie więc, gadałem i gadałem, odeszły zahamowania które do tamtej pory brałem sam nie wiem już dziś, nawet skąd? Bez problemu i bez towarzyszącego mi wciąż strachu, mówiłem o tym wszystkim co ze sobą robię. Co uważam za ważne a co ważnym jest dla mnie o wiele, wiele mniej. Skończyło się pomijanie niektórych tematów, tych uważanch za wstydliwe, niepotrzebne czy, przez wielu innych, jak i kiedyś przeze mnie za prywatne, nie naruszalne i nie widoczne, dla wszystkich tabu.
Gadałem o małej i dużej o wszystkim tym, co od nich i z nich biorę,o tym jak byłem zabudowany i z czym, nadal prawdziwy problem mam. Jak i w jaki sposób zmieniam kolejne przyzwyczajenia, sposoby działania, postrzegania i myślenia na tematy ogólnie dziś na to patrząc, wszystkich spraw. O trudnościach które spotykam i tym jak skamieniały i niezmienny póki co, mam swój własny mózg. O zmianach które dokonane pozwolą, w końcu osiągnąć mi, być może taki stan, bym mógł w pełnej, pełni uczciwy w stosunku do siebie a w konsekwencji i do innych ludzi, także być. O tym, że zmiany te są jedynymi i koniecznymi gdyż bez nich, w razie zapicia w naszych rękach, nie pozostaje zupełnie nic. O swoich zapiciach i zmianach które już nie pozwoliły wpaść mi w morderczy i kończący, wszystko ciąg. O źle pojmowanym zdrowym egoiżmie i przerażeniu zapakowanym w jeden wspólny pakuneczek, razem z nim. O przemocy która raz zasiana powracać będzie i powraca, w każdym kolejnym niszczącym wszystko związku. O wszystkim tym co i dziś uważam za niesamowicie ważne i kluczowe przy wychodzeniu z choroby tej, mówiłem już od tamtego dnia bez problemu i żadnych, nawet najmniejszych obaw i tak pozostało mi, całe szczęście aż do dziś..
O tamtym czasie i naszej rozmowie, mówię na mitingach także do dziś. O zakłamaniu, tym moim, jego i Waszym, tak samo jak i o umyśle na którego pomoc nie mogłem wcale jeszcze w tamtym stanie liczyć, mówił będę do końca swoich dni. Alkoholizm to takie smutne okaleczenie w którym chory nie może, przynajmniej w początkowej fazie leczenia, liczyć na pomoc swojego własnego umysłu, jakkolwiek to dziwnie, smutno, okrutnie i bezsensownie dziś dla niektórych brzmi.
Alkoholu nie piję już od ponad czterech lat, na pijących ponad miarę patrzę i słusznie, jak na ludzi chorych. Nie robię nic, aby taki stan rzeczy utrzymać, ale nie robię także niczego już, aby ten stan rzeczy zakłócić czy też wykasować. Nauczyłem się z tym po prostu żyć, dziś tak mam, dziś mogę tak mieć, gdyż trochę poznałem, trochę pozmieniałem, trochę wyciszyłem to wszystko co w swojej czaszce mam. Czasami się tym bawię, widząc dziś, jak proste to jest, czasami smucę, że wszedłem w to zbyt głęboko i, że i tak nie mam żadnych szans. Chciałbym aby tak już mi pozostało i abym już nigdy nie napił się alkoholu, chciałbym już taki, na stałe być.
Po wyjeżdzie Krzysztofa robi się fajnie, w swoim wnętrzu czuję spokój którego jeszcze nigdy dotąd, nie czułem. Być może nasze spotkanie? Być może już, zaczynałem się zmieniać? Być może troszkę dorosłem? A być może, zaczynała się budzić we mnie, miłość do dziecka? Zaczynam świadomie bronić jej spokoju a to, u mnie przy moich rozchwianych jeszcze emocjach, dotąd było nieosiągalne. W domu zaczyna dominować spokój który z początku nie znany, budzi we mnie rozdrażnienie, niepokój i strach. Początkowo, często wystraszony na amen psuję go, z czasem jednak dostrzegając same płynące z tego profity powoli, powolutku i ja, się w niego wtapiam. Coraz częściej więc,, przestaję walczyć o moje. Odpuszczam, nie zaczepiam, nie bronię chorych wizji i chociaż jeszcze często z tego powody cierpię to z czasem i w tym, dostrzegam same zalety. Chroniąc małą, chronię i siebie i coraz częściej mam z tego powodu wewnętrzny spokój którego jak już napisałem, nigdy w sobie jeszcze nie miałem. Potem, dopiero i to dużo dalej, rodzi się uczycie do partnerki i chociaż wciąż się dziwię, to jednak było tak.
Po zaprzestaniu mojej niepotrzebnej, wiecznej walki zmienia się z czasem i podejście,mojej partnerki. Znaczy nadal naciska i wymusza zmiany moich zachowań oraz sposobu postrzegania otaczającej mnie rzeczywistości lecz jej determinacja, dominacja i sposoby nacisku tracą swój impet, siłę i po raz pierwszy chyba zaczynam czuć, że w tym wszystkim nie chodzi jej o to, aby mnie skrzywdzić. Oczywiście jeszcze nie raz widział będę nieistniejące kontury i kształty, podkopy wykopywane przez innych, tylko po to bym w nie wpadł. Błędnie odbierał będę zamysły rozmawiających ze mną ludzi, lecz z każdym mijającym dniem tych pomyłek, strachu będzie mniej i mniej i mniej.
O tym wewnętrznym spokoju, nie wypalaniu się i niepotrzebnej walce o to, by moje wciąż płynęło przodem, na mitingach mówię do dziś. Mówię o tym i opowiadam nazywając to i chyba słusznie, zdrowym egoizmem gdyż pomimo tego, że z początku boli, bardziej przypominając masochizm, oszczędza czas, wstyd i energię na niepotrzebne się samemu, w sobie wypalanie. Na swoich spikerkach zaś, rozmawiając z ludżmi często nie dotkniętych żadnym uzależnieniem opowiadam o sobie. O alkoholiżmie, seksoholiżmie i przemocy które już być może, rodzą się gdzieś tam, tuż obok nich. O naturalnym, logicznym jeszcze sprzeciwie i jego braku który jest, jakby na to nie patrzeć przyzwoleniem na wszystko to, co się z czasem, wokół nich i w nich rozwinie. O smutnym tym, gdyż tylko od nich czasami już tylko zależy, rozwijać będzie dalej się? czy też się zatrzyma i w końcu, spokój im da?
Moja córka ma już ponad dziewięć lat, partnerka jest ze mną do dziś. Byłem pewny, że już tylko tyle z mojego przeżywania i zmian a przed trzema miesiącami, urodziła nam się kolejna córka. Fajna jest i ona na dziś dzień, kończy etap zmian, zapoczątkowany przez obie starsze niż ona. Chyba jeszcze mam poznać coś, zrozumieć więcej i ułożyć się w tym wszystkim, jeszcze bardziej. dokładniej, szczelniej niż dziś. Prasuje, gładzi i równa wszystko to, czego się poprzednim z uwagi na dawny mój stan, i tamten mój czas, jeszcze nie udawało.. Zmieniłem się i być może taki bym już, pozostał na stałe ? Ona mi jednak na to nie pozwala, segreguje i układa wszystko kolejny raz i mam nadzieję, że tak pozostanie jej już, na stałe.
Kocham wszystkie trzy, dziś mogę i tak mam. Wracam z dalekiej podróży, dziś jestem szczęśliwy, chociaż o szczęściu nadal zapewne, bardzo mało wiem. Czy chciałbym cofnąć czas? Pozapominać go, tamte stany, gumką zlikwidować wszystkie plamy? Nie potrafię ani czasu cofać, ani wymazać wspomnień. Tak a nie inaczej miało ze mną, u mnie być, gdyby nie tamto, nigdy nie zdołałbym zabudować się, w tak ciekawy i głęboki sposób, jak zbudowany jestem dziś. Dziś nie tylko wyglądem przypominam człowieka, dziś lepszym człowiekiem budzę się każdego dnia.. Człowieczeństwo jest wprawdzie w pełni każdemu człowiekowi należne, lecz nikt z nas nie dostaje, nie pozyskuje jego raz, na zawsze.
Wielokrotnie wątpiłem i niejednokrotnie jeszcze, zdrowo wyrżnąłem nosem w glebę. Nie mając sił, podnosiłem się jednak i szedłem dalej. Myliłem się będąc często przekonany, że wiem już wszystko i tylko Bogu dziękować, że nie zacząłem leczyć innych. Dziś jest inaczej, dziś w miarę zdrowo, normalnie jest. Bez partnerki, bez dziewczyn moja ,,normalność,, wyglądałaby całkowicie inaczej, nigdy nie miałbym prawa zobaczyć, poczuć i żyć w normalności w której, trwam dziś.
Dziękuję..
W Szczecinie piękna pogoda i śliczny, uroczy dzień.
Nie wiem czy jest to, na tym blogu widoczne? Ale zrobiłem wszystko aby było tak. Dziś mogę podejmować świadome decyzje, coś mogę w końcu chcieć a czegoś nie chcieć zrobić. Dziś tak mam...a jak wyglądało to, w tamtym minionym już całe szczęście moim stanie? Czy miałem, mogłem mieć, jakikolwiek na cokolwiek, jeszcze wpływ?
Ocenę pozostawiam w Waszych rękach.
Serdecznie dziękuję Wszystkim tym, którzy poświęcili swój czas i przeczytali moje wspomnienia.
Krzysztof .